To beznadziejny przypadek. Stan jest krytyczny, proszę pani – słyszy. A właściwie zaraz przestaje słyszeć. Bo jej głowę wypełnia przestrzeń ciszy poprzecinana ostrym dźwiękiem sprzętów, o których nawet jej się nie śniło. Jeszcze wczoraj jej malutkie dziecko do radosnego życia zachęcał ulubiony lisek z podartą kitką. Dziś – do życia w ogóle – pcha… respirator. Bo w jedną noc organizm został zaatakowany przez bakterię. Kto by się spodziewał. Że w przedszkolu? Że latem… Że w zwykły wtorek. Że właśnie ono.
Inaczej być nie mogło
Czuwa. Ociera czoło. Głaszcze po rączce. Zwilża usta. Tyle może. I ciągle dopytuje: ile jeszcze? Jak długo będzie spało? Czemu nic nie robicie? Ten “beznadziejny przypadek” jest całym jej światem. Tu i teraz. Jest nadzieją mimo wszystko i wbrew wszystkim. Ona da radę. Ona to udźwignie. Ona nie słyszy złowrogich diagnoz. Ona wierzy. Ona nie pyta się, czy to wytrzyma. Ona trzyma… całą matczyną miłość, wiarę i modlitwę w pękającym od widoku małego łóżeczka sercu. I zwycięża. I “beznadziejny przypadek” po miesiącu wychodzi do domu. Lekarze twierdzą, że albo odnieśli sukces, albo zdarzył się cud. Ona wie, że po prostu inaczej… być nie mogło.
Piąta nad ranem
Piąta nad ranem. Piąta noc z rzędu. Bezsenna noc. Noc tulenia córeczki w ramionach. Piątą godzinę. Już ptaki za oknem zaczynają ćwierkać. Już się robi widno. Jeszcze nie zmrużyła oka. Bo małe nóżki przytuptały ze swojego łóżeczka do jej sypialni. Bo małe oczka nie mogą się znużyć. Nie pomaga tulenie. Nie pomaga pięćset pięćdziesiąte nucenie Szła dzieweczka. Nie pomaga dwudziesta czytana książeczka. Nie pomaga przytulanie, głaskanie, szeptanie, picie, jedzenie. Nie pomaga mama i tata obok. W środku nocy.
I po raz piąty, niestrudzenie, chowając złość z tyłu głowy, oszukując zmęczenie, zaczyna dochodzenie: może brzuszek. Ale by płakała… Może za długa drzemka w ciągu dnia. Ale to by była bardziej żwawa. Może skok rozwojowy… Ale przecież chyba był niedawno. Może kolejne ząbki. Ale to za wcześnie. Może to przemęczenie. To czemu ona nie śpi… I niezależnie czy winowajca białej nocy się znajdzie czy nie; kolejny test z przedmiotu “Wiemy tyle, na ile nas sprawdzono” właśnie się odbył. W życiu nie wyobrażała sobie, że można być tak zmęczonym, tak bezsilnym, tak niewyspanym, a ciągle stać w gotowości ciemnej sypialni, by… pomóc, by ulżyć, by ukoić. Trzymając w rękach cały swój nowy Świat.
Ostatnia łyżeczka
Choć jeszcze niedawno kultywowała dietę pudełkową albo wyjściową – do najbliższej knajpki, dziś staje na wysokości kuchennego blatu i próbuje sprostać wysokości zadania – nakarmienia własnego dziecka. Trzecim, czwartym, dziesiątym daniem o tej samej porze dnia, bo każde oferowane poprzednio kończy się niewypałem. I tocząc walkę z małym niejadkiem, toczy walkę z własnymi kompetencjami smażenia naleśniczków, placuszków, chlebków bananowych stając w szranki z walką własnych emocji: wkurzenia, zniechęcenia, obietnic “to już ostatni raz” powtarzanych… raz po raz, za kolejną wypluwaną łyżeczką. Gdy zanim została Mamą, wysłuchując opowieści dzieciatych koleżanek, była przekonana, że “ona by tak nie dała rady”, że przecież “jak zgłodnieje, to zje”. Okazuje się, że ciąża nie zaszczepia tylko dziecka w macicy. Ciąża zaszczepia priorytet zadbania najpierw o dziecko. I ciąża zaszczepia często ponadludzką odporność na zmęczenie, bezsilność i egoizm. Ciąża zaszczepia implant niewyobrażalnej cierpliwości. Nieusuwalne wraz z łożyskiem. Mimo, że czasem sobie krzykniesz, czasem sobie pomyślisz, że dasz klapsa (bo nie dajesz nigdy, prawda?), czasem zapłaczesz.
Św. Paweł się pomylił?
Wychodzi na to, że św. Paweł w swoim psalmie o miłości się pomylił… Żyjąc ze swoim mężem, konkubentem, narzeczonym, przelotną znajomością lub miłością swojego życia – czasem masz ochotę iść w zaparte, że “miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą; nie jest bezwstydna, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego;nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą.” Ale też czasem rzucisz talerzem, hukniesz drzwiami, odwrócisz się na drugi bok bez buzi na dobranoc, zarządzisz ciche dni na… cały miesiąc.
Św. Paweł się pomylił?
To beznadziejny przypadek. Stan jest krytyczny, proszę pani – słyszy. A właściwie zaraz przestaje słyszeć. Bo jej głowę wypełnia przestrzeń ciszy poprzecinana ostrym dźwiękiem sprzętów, o których nawet jej się nie śniło. Jeszcze wczoraj jej malutkie dziecko do radosnego życia zachęcał ulubiony lisek z podartą kitką. Dziś – do życia w ogóle – pcha… respirator. Bo w jedną noc organizm został zaatakowany przez bakterię. Kto by się spodziewał. Że w przedszkolu? Że latem… Że w zwykły wtorek. Że właśnie ono.
Inaczej być nie mogło
Czuwa. Ociera czoło. Głaszcze po rączce. Zwilża usta. Tyle może. I ciągle dopytuje: ile jeszcze? Jak długo będzie spało? Czemu nic nie robicie? Ten “beznadziejny przypadek” jest całym jej światem. Tu i teraz. Jest nadzieją mimo wszystko i wbrew wszystkim. Ona da radę. Ona to udźwignie. Ona nie słyszy złowrogich diagnoz. Ona wierzy. Ona nie pyta się, czy to wytrzyma. Ona trzyma… całą matczyną miłość, wiarę i modlitwę w pękającym od widoku małego łóżeczka sercu. I zwycięża. I “beznadziejny przypadek” po miesiącu wychodzi do domu. Lekarze twierdzą, że albo odnieśli sukces, albo zdarzył się cud. Ona wie, że po prostu inaczej… być nie mogło.
Piąta nad ranem
Piąta nad ranem. Piąta noc z rzędu. Bezsenna noc. Noc tulenia córeczki w ramionach. Piątą godzinę. Już ptaki za oknem zaczynają ćwierkać. Już się robi widno. Jeszcze nie zmrużyła oka. Bo małe nóżki przytuptały ze swojego łóżeczka do jej sypialni. Bo małe oczka nie mogą się znużyć. Nie pomaga tulenie. Nie pomaga pięćset pięćdziesiąte nucenie Szła dzieweczka. Nie pomaga dwudziesta czytana książeczka. Nie pomaga przytulanie, głaskanie, szeptanie, picie, jedzenie. Nie pomaga mama i tata obok. W środku nocy.
I po raz piąty, niestrudzenie, chowając złość z tyłu głowy, oszukując zmęczenie, zaczyna dochodzenie: może brzuszek. Ale by płakała… Może za długa drzemka w ciągu dnia. Ale to by była bardziej żwawa. Może skok rozwojowy… Ale przecież chyba był niedawno. Może kolejne ząbki. Ale to za wcześnie. Może to przemęczenie. To czemu ona nie śpi… I niezależnie czy winowajca białej nocy się znajdzie czy nie; kolejny test z przedmiotu “Wiemy tyle, na ile nas sprawdzono” właśnie się odbył. W życiu nie wyobrażała sobie, że można być tak zmęczonym, tak bezsilnym, tak niewyspanym, a ciągle stać w gotowości ciemnej sypialni, by… pomóc, by ulżyć, by ukoić. Trzymając w rękach cały swój nowy Świat.
Ostatnia łyżeczka
Choć jeszcze niedawno kultywowała dietę pudełkową albo wyjściową – do najbliższej knajpki, dziś staje na wysokości kuchennego blatu i próbuje sprostać wysokości zadania – nakarmienia własnego dziecka. Trzecim, czwartym, dziesiątym daniem o tej samej porze dnia, bo każde oferowane poprzednio kończy się niewypałem. I tocząc walkę z małym niejadkiem, toczy walkę z własnymi kompetencjami smażenia naleśniczków, placuszków, chlebków bananowych stając w szranki z walką własnych emocji: wkurzenia, zniechęcenia, obietnic “to już ostatni raz” powtarzanych… raz po raz, za kolejną wypluwaną łyżeczką. Gdy zanim została Mamą, wysłuchując opowieści dzieciatych koleżanek, była przekonana, że “ona by tak nie dała rady”, że przecież “jak zgłodnieje, to zje”. Okazuje się, że ciąża nie zaszczepia tylko dziecka w macicy. Ciąża zaszczepia priorytet zadbania najpierw o dziecko. I ciąża zaszczepia często ponadludzką odporność na zmęczenie, bezsilność i egoizm. Ciąża zaszczepia implant niewyobrażalnej cierpliwości. Nieusuwalne wraz z łożyskiem. Mimo, że czasem sobie krzykniesz, czasem sobie pomyślisz, że dasz klapsa (bo nie dajesz nigdy, prawda?), czasem zapłaczesz.
Św. Paweł się pomylił?
Wychodzi na to, że św. Paweł w swoim psalmie o miłości się pomylił… Żyjąc ze swoim mężem, konkubentem, narzeczonym, przelotną znajomością lub miłością swojego życia – czasem masz ochotę iść w zaparte, że “miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą; nie jest bezwstydna, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego; nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą.” Ale też czasem rzucisz talerzem, hukniesz drzwiami, odwrócisz się na drugi bok bez buzi na dobranoc, zarządzisz ciche dni na… cały miesiąc.
Za to…
Wszystko znosi,
Wszystkiemu wierzy,
We wszystkim pokłada nadzieję,
Wszystko przetrzyma.
Matka.
fot. Mariola Ślusarz